Przed tygodniem obiecałem, że dokończę historię związaną z wybuchem na Cytadeli. Stanęło na tym, że podejrzanych o kierowanie akcją oficerów, Bagińskiego i Wieczorkiewicza, nie postawiono przed plutonem egzekucyjnym, bo wobec wielu wątpliwości, które budził przebieg śledztwa, a co wypunktowała komisja sejmowa, prezydent Wojciechowski skorzystał z prawa łaski. Tak czy owak, ich przewiny – praca dla agendy sowieckiego wywiadu, jaką był wydział wojskowy Komunistycznej Partii Robotników Polskich i agitacja w wojsku – i tak kwalifikowały się jako zdrada i wyrok dożywotniego więzienia był karą całkowicie uzasadnioną. Obu jako sowieckich agentów miano wymienić za polskich więźniów z sowieckich aresztów, ale do wymiany nie doszło, bo jeden z konwojujących ich policjantów, przodownik Muraszko, dokonał samosądu. Miało to miejsce 29 marca 1925 r., a już 17 lipca tego samego roku nastąpił kolejny akt tego dramatu. Trzech komunistów Henryk Rutkowski, Władysław Hibner i Władysław Kniewski miało dokonać zamachu na Józefa Cechnowskiego, policyjnego agenta, którego zeznania obciążyły Bagińskiego i Wieczorkiewicza. Czekali na Cechnowskiego przy ulicy Zgoda, ale zamiast niego pojawili się dwaj policyjni wywiadowcy, którzy poprosili o dokumenty. Wywiązała się strzelanina, ciężko ranny został policjant Kazimierz Lesiński, a trójka niedoszłych zamachowców zaczęła uciekać, strzelając do goniących ich funkcjonariuszy policji i przechodniów. Padli kolejny ranni, a student Aleksander Kempner otrzymał śmiertelny postrzał. Stało się to na Chmielnej, z której trójka komunistów przemieściła się na Złotą, tam porwali dorożkę i wtedy na kartach mojej powieści Śmierć frajerom zobaczył ich Heniek Wcisło:
Chmielną gnała dorożka, a powoził nie sałata, ale jakiś typ trzymający w ręku rewolwer. (...) Padły strzały, wszyscy runęli na ziemię. Dorożka minęła ich i wtedy zobaczyli, że także pasażer wali z broni. Kule były przeznaczone dla kawalkady policjantów, która na koniach i automobilami goniła zbirów. (...) Padły kolejne strzały, a gdy dobiegli do rogu, zobaczyli, jak drynda zahacza o platformę konną i wywraca się (...) Strzały padały coraz gęściej, ale żaden z policjantów nie padł, co więcej – bandyci zaczęli uciekać w głąb podwórka. Popełnili błąd, teraz tkwili już w pułapce na amen, do tego gdy uciekali, policjant Janiszewski spokojnie przyklęknął i przymierzył. Posterunkowy był dobry! Strzelił raz za razem, a ciałami uciekinierów wstrząsnęło, jakby dostali prądem. Jeden padł, a drugi się skulił, ale obaj wpełzli za hałdę węgla (...) Kule świstały, część z nich rykoszetem odbiła się od bruku. Ściągały już policyjne posiłki. Nikt nie oszczędzał pocisków, po paru minutach obydwaj przestępcy zostali pojmani. Wyglądali źle, wyższemu bezwładnie zwisały ręce, jedna nienaturalnie skrzywiona. To pewnie złamanie po tym, jak wywróciła się dorożka, pomyślał Heniek. Drugą rękę złoczyńca miał przestrzeloną, lała się z niej krew. Jego wspólnik miał rozwaloną głowę i strzaskane kolano, gdyby nie policja, obaj byliby już krwawymi strzępami, bo tłum chciał ich rozszarpać. Okazało się bowiem, że w trakcie strzelaniny, która zaczęła się przy Zgody, a skończyła na Srebrnej, zginęły dwie osoby, a cztery walczyły o życie. Ponad dziesięć osób dostało po kulce, a jednego policjanta przygniótł koń.
Cała trójka, Rutkowski, Hibner i Kniewski, skazana została na śmierć, a wyrok nad ranem 21 sierpnia 1925 r., wykonał na Cytadeli pluton egzekucyjny z 30 Pułku Piechoty. Po wojnie, w czasach PRL uczyniono z nich komunistycznych męczenników, zmieniając nazwę Złotej (od Zgody do Marszałkowskiej) na Kniewskiego, Zgody na Hibnera, a Chmielnej (od Nowego Światu do Marszałkowskiej) na Rutkowskiego. Oczywiście ówczesne władze nie chwaliły się tym, że patroni, zanim zostali skazani i straceni, dokonali na warszawskich ulicach prawdziwej jatki.
To tyle tytułem kontynuacji sprzed tygodnia i nie będzie to jedyny dokończony dzisiaj serial. Dwa tygodnie temu wspominałem szaleństwo, które wywołał Konkurs Chopinowski z roku 1980. Po czterdziestu jeden latach temperatura nadal była wysoka, choć obeszło się bez skandali. Festiwalem żyło całe miasto, wystarczyło się udać na zakupy do Blue City, by usłyszeć recital chopinowski.
Podziwiałem młodą damę, która mimo zgiełku centrum handlowego zdołała się przebić z muzyką Chopina i zainteresować swoją grą przypadkowych przechodniów. Brawo!
Największe brawa oczywiście dla Kanadyjczyka Bruce'a Liu, który jest uczniem Wietnamczyka Dang Thai Sona, który zwyciężył w Warszawie czterdzieści jeden lat temu. I tak historia zatoczyła koło.
Przy okazji warto wspomnieć o pewnej rocznicy, którą będziemy wkrótce obchodzić – 14 listopada 1926 r. odsłonięto w Łazienkach pomnik Chopina. Monument autorstwa Wacława Szymanowskiego oraz zaprojektowane przez Oskara Sosnowskiego otoczenie są jednym z najcharakterystyczniejszych punktów naszego miasta, czyli mówiąc językiem współczesnych mediów i internetu, są ikoniczne.
Uroczystość odsłonięcia pomnika Chopina (foto: NAC)
Często w tym miejscu polecam filmy, które korespondują z tematem felietonu. Wypadałoby Młodość Chopina, jedną z wielu adaptacji Lata w Nohant, Błękitną nutę Żuławskiego, czy Chopin. Pragnienie miłości, film przez który Piotr Adamczyk nie został Fryderykiem, bo w kilka lat później został Karolem – papieżem. To by było zbyt oczywiste, kończę fragmentem Dnia Świra, który przypomina, że nawet Chopina powinniśmy słuchać z umiarem, zwłaszcza jeśli mieszkamy w bloku.
Serwus!
GRZEGORZ KALINOWSKI – studiował historię na UW, uczył w LO im. Jana Zamoyskiego, a przez ostatnich 25 lat pracował w mediach. Był korespondentem na wojnie w dawnej Jugosławii, zrealizował teledysk Brygady Kryzys oraz komentował finały piłkarskiej Ligi Mistrzów i Pucharu Polski. Autor filmów dokumentalnych, współtwórca książkowej biografii Lucjana Brychczego. W dorobku literackim Grzegorza Kalinowskiego znaleźć można również cykl historycznych powieści sensacyjnych Śmierć frajerom, których akcja toczy się na początku XX wieku. Jeszcze w 2015 roku ukazały się dwie pierwsze części serii, a w listopadzie 2016 roku trzecia, poprzedzona audiobookiem. W lipcu 2016 roku ukazała się kolejna biografia autorstwa Grzegorza Kalinowskiego, tym razem o kolarzu, Czesławie Langu. W 2020 roku ukazała się powieść Granatowy 44, a w 2021 roku Wyzwolony 45. Nominowany do nagrody „Tele Tygodnia", Wielkiego Kalibru, laureat Złotego POCISKu w kategorii najlepsza seria kryminalna.
(foto: Piotr Wachnik, Damian Deja)
powrót