Po raz 19. odbywa się Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina, czyli Mistrzostwa Świata w Chopinie, albo „w Szopenie", bo przed wojną taką formę pisowni preferowano. Przyznaję bez bicia, na żadnym z koncertów eliminacyjnych, grupowych, rundy play off, półfinałach czy finałach nie byłem. Jestem profanem i nawet wydawało mi się, że afera z Ivo Pogoreliciem była w roku 1981, a nie w 1980. Po prostu nowe koleżanki z liceum (I klasa w roku 1981, w niej wszyscy byli nowi) żyły wykluczeniem, sławą i geniuszem jugosłowiańskiego pianisty. Jugosłowiańskiego, bo było to jeszcze w czasach Jugosławii, Czechosłowacji i Związku Radzieckiego. Sprawa Pogorelicia była tak głośna, że nawet ja, piętnastoletni kontestator muzyki klasycznej, musiałem o tym wiedzieć. Nie opowiem jednak o tym kwieciście i z natchnieniem, udając konesera nawróconego, znawcę, świadka naocznego, a może nawet redaktora Telewizyjnego Magazynu Muzycznego Camerata, tylko oddam głos fachowcom.
Czytając o sprawie Pogorelicia, dotarłem do sensacyjnych komentarzy, że na wygraną nie pozwolili towarzysze radzieccy, co było dość kuriozalnym tłumaczeniem, bo Jugosłowianin był wychowankiem moskiewskiego konserwatorium. Wygrał inny absolwent tej uczelni – Wietnamczyk Đặng Thái Sơn. A propos radzieckich pianistów, to wygrali oni dwa z trzech przedwojennych konkursów (Lew Oborin i Jakow Zak), a trzecim zwycięzcą był pochodzący z Rosji bezpaństwowiec Aleksander Uniński. Kto wygra w tym roku? Dalibóg nie wiem. Nie znam się, tak po prostu, choć doceniam rolę tego wydarzenia dla Warszawy. Festiwal Chopinowski wybija rytm miasta od 1927 roku, jak prawdziwy championat nie jest każdego roku, lecz co pięć lat. W Warszawie są inne, cykliczne wydarzenia muzyczne – Jazz Jamboree (w tym roku odbyła się 63. edycja!), Warsaw Summer Jazz Days, Warszawska Jesień, Róbrege, Festiwale Mozartowski, Beethovenowski oraz Pendereckiego – wiele mocnych, ważnych muzycznych punktów, ale to jednak Chopinowski jest tym najważniejszym.
Od pięciu lat japońskich Szopen-turystów, którzy będą gwarem wypełniać ulicę Bednarską – w Warszawie koncert chopinowski, bo na Bednarską 23 sunie wtedy wężyk Japończyków – nie obserwuje już z okna swojego mieszkania Janusz Głowacki. A ja nie odpowiem za Mistrza, czy dla szkoły muzycznej było to japońskie poruszenie, czy dla zupełnie innego przybytku. Odsyłam do wspomnień Janusza Głowackiego, zaprawdę powiadam Wam, warto!
Janusz Głowacki odszedł pięć lat temu, ale zostały po nim książki, sztuki i filmy, między innymi Trzeba zabić tę miłość z roku 1972. Trzeba zabić tę miłość, wspaniały film wyreżyserowany przez Janusza Morgensterna, w którym prawdziwym majstersztykiem była klamra, jaką były spinające historię miłości dwojga młodych ludzi (Magdy i Andrzeja – świetne role Jadwigi Jankowskiej-Cieślak i Andrzeja Malca) epizody z życia dozorcy budowy (Jan Himilsbach).
Na koniec zdjęcie z Sopotu i kilka słów komentarza, co robi w warszawskim felietonie hotel Grand.
Dzisiaj to hotel Grand, ale przed wojną Kasino Hotel, elegancki dodatek do głównego celu podróży, jakim było sopockie kasyno. Można powiedzieć, że warszawskie kasyno, bo przepisy zabraniały organizowania ruletki na terenie Rzeczypospolitej. Oczywiście w Warszawie były domy gier, ale nielegalne, ten w Zoppot, a dokładniej na terenie Wolnego Miasta Gdańska był legalny, choć także z pewnymi ograniczeniami nałożonymi przez polskie władze: nie mogli się tam pojawiać oficerowie oraz urzędnicy państwowi. Oczywiście zakazy te były łamane, a goście z Polski decydowali o corocznym wzroście obrotów tego przybytku. Więcej szczegółów o sopockim kasynie i nielegalnych warszawskich domach gier znajdą Państwo w kolejnym, IV tomie cyklu Śmierć frajerom.
Sopot, Kasino-Hotel
10 maja 1934
Szef recepcji Herman Störl był doświadczonym fachowcem, który potrafił przeczytać klienta niczym otwartą księgę. Tych z Polski czytało się najłatwiej, byli jak albumy, położone na stole w jadalni, z ilustracjami, które mówiły o nich wszystko, a jakby ktoś był mało domyślny to jeszcze tłustym drukiem były objaśniające napisy (...) Tu ludzie potrafili przegrać! Kto wie, może to kolejny kandydat do tego, żeby zadyndać nad ranem w alei prowadzącej do Adlershorst albo do nieszczęśliwego wypadku jakim było przypadkowe utonięcie po upadku z mola. Średnio jeden, dwóch takich w miesiącu, a w tym przecież jeszcze nie było takiego przypadku, więc postawny, hałaśliwy Polak wydał się Störlowi kandydatem na samobójcę.
Śmierć frajerom. Wyrok ukaże się 20 listopada, a na łamach Rytmu Warszawy spotkamy się już za tydzień.
Serwus!
GRZEGORZ KALINOWSKI – studiował historię na UW, uczył w LO im. Jana Zamoyskiego, a przez ostatnich 25 lat pracował w mediach. Był korespondentem na wojnie w dawnej Jugosławii, zrealizował teledysk Brygady Kryzys oraz komentował finały piłkarskiej Ligi Mistrzów i Pucharu Polski. Autor filmów dokumentalnych, współtwórca książkowej biografii Lucjana Brychczego. W dorobku literackim Grzegorza Kalinowskiego znaleźć można również cykl historycznych powieści sensacyjnych Śmierć frajerom, których akcja toczy się na początku XX wieku. Jeszcze w 2015 roku ukazały się dwie pierwsze części serii, a w listopadzie 2016 roku trzecia, poprzedzona audiobookiem. W lipcu 2016 roku ukazała się kolejna biografia autorstwa Grzegorza Kalinowskiego, tym razem o kolarzu, Czesławie Langu. W 2020 roku ukazała się powieść Granatowy 44, a w 2021 roku Wyzwolony 45. Nominowany do nagrody „Tele Tygodnia", Wielkiego Kalibru, laureat Złotego POCISKu w kategorii najlepsza seria kryminalna.
(foto: Piotr Wachnik, Damian Deja)
powrót