Święta, święta i po świętach? Między świętami, bo przecież kolejne dni to pomost między szopkami, choinkami i gwiazdkowymi prezentami a sylwestrowo-noworocznym szaleństwem. Jak co roku, te barwne, radosne dni przysłaniają rocznicę zbrodni w Wawrze. 27 grudnia 1939 r. Niemcy zamordowali stu siedmiu mężczyzn, głównie Polaków, ale także Rosjan, Żydów i dwóch obywateli Stanów Zjednoczonych. Komisarz Wincenty Rybski, bohater mojej okupacyjnej powieści Granatowy 44 pracował wtedy w Węgrowie, o tym, co się stało w Wawrze, opowiedział mu komendant granatowej policji, inspektor Marian Kozielewski:
– Wezwaliśmy pana, ponieważ sytuacja jest nadzwyczajnie trudna. Mamy kłopoty z bandytyzmem. Niemcy go tolerują i nawet po cichu wspierają, chyba że dotknie ich samych, a wtedy mszczą się na Polakach. Słyszał pan o Wawrze?
– Oczywiście, ale nie znam szczegółów, panie komendancie.
– Zbiegli z więzienia na Świętym Krzyżu recydywiści, Prasuła i Dąbek, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia napadli w Otwocku na policjanta. Byli uzbrojeni, funkcjonariusz został ranny, a oni uciekli w kierunku Wawra. Tam weszli do szynku, gdzie zastali polskich policjantów i niemieckich podoficerów z batalionu budowlanego. Zaczęli strzelać, jeden z Niemców padł na miejscu, drugi zmarł w szpitalu. Oberleutnant Stephan, dowódca batalionu, przesłuchał świadków, w tym i naszego funkcjonariusza, i wszystkich zwolnił, bo sprawa była jasna, zrobili to bandyci i ich trzeba ścigać. Niemieckie władze uznały natomiast, że winni są wszyscy Polacy. Przyjechały dwa plutony niemieckiej policji, spacyfikowali okolicę, powyciągali z domów przypadkowych mężczyzn, zaprowadzili ich na plac przed komendą, a w komendanturze w Aninie po parodii procesu skazano ich na śmierć! Bez obrony, bez apelacji. Wygnali ich kopniakami na plac, na dwudziestostopniowy mróz, po czym w Wawrze, między Błękitną a Spiżową, dokonali egzekucji. Właściciela szynku, Bartoszka, Bogu ducha winnego, potraktowali specjalnie: skatowali i powiesili w wejściu do lokalu. Za zbrodnię odpowiadają Standartenführer Max Daume i major Friedrich Wilhelm Wenzl. Sprawiedliwość prędzej czy później ich nie ominie.
Antoni Bartoszek powieszony w wejściu do swojej restauracji
Stało się tak, jak w mojej powieści powiedział komendant Kozielewski – obaj zostali skazani na karę śmierci: Daume w 1947 r. przez Najwyższy Trybunał Narodowy w Warszawie, a Wenzl cztery lata później przez Sąd Wojewódzki dla m.st. Warszawy. Zbrodniarzy dosięgła kara, ale pamięć o ich zbrodni z roku na rok słabnie. Bo mijają lata, bo odchodzą ludzie, którzy pamiętają te czasy, bo święta coraz dłuższe... Jest jeszcze pamięć, a raczej brak pamięci i wiedzy o Marianie Kozielewskim, który był wtedy komendantem granatowej policji. Niewielu zna jego nazwisko, wie, że był dzielnym człowiekiem i patriotą, a jeszcze mniej ma pojęcie, kim był jego brat, Jan Romuald Kozielewski. Kto to? Czemu trzeba wiedzieć? Bo to Jan Karski – kurier z Warszawy, któremu Marian Kozielewski pomagał opracowywać słynne Raporty.
Inspektor Marian Kozielewski
O Janie Karskim pamiętamy, o jego bracie Marianie Kozielewskim nie, bo zwyczajnie nie wiemy. Szkoda, bo warto wiedzieć o człowieku, który za pracę dla Polski trafił do Oświęcimia i mimo strasznych doświadczeń nadal uczestniczył w ruchu oporu, stworzył Państwowy Korpus Bezpieczeństwa, czyli policję Polskiego Państwa Podziemnego. To było zwieńczenie jego trudu i bohaterstwa, bo jako nastolatek walczył w Legionach, był więźniem obozu w Szczypiornie, żołnierzem POW, bohaterem wojny 1920 roku. Odznaczono go Krzyżem Virtuti Militari, czterokrotnie Krzyżem Walecznych, Krzyżem Niepodległości i Krzyżem Zasługi.
Na emigracji nie chciał zapomóg, pracował ciężko na swoje utrzymanie i jako oficer zarabiał, podejmując pracę lokaja i dozorcy, a zaoszczędzone pieniądze wysyłał do Polski. W roku 1964 odebrał sobie życie. Szkoda, że historycy i publicyści odbierają mu zasługi, promując wiele mniej od niego istotnych postaci. Może jeszcze nadejdzie jego czas? Jan Karski ma w Warszawie swój bulwar, może on mógłby mieć obok swój skwer lub tablicę pamiątkową?
Dzisiaj bez żartów, bez filmów i piosenek. Serwus.
GRZEGORZ KALINOWSKI – studiował historię na UW, uczył w LO im. Jana Zamoyskiego, a przez ostatnich 25 lat pracował w mediach. Był korespondentem na wojnie w dawnej Jugosławii, zrealizował teledysk Brygady Kryzys oraz komentował finały piłkarskiej Ligi Mistrzów i Pucharu Polski. Autor filmów dokumentalnych, współtwórca książkowej biografii Lucjana Brychczego. W dorobku literackim Grzegorza Kalinowskiego znaleźć można również cykl historycznych powieści sensacyjnych Śmierć frajerom, których akcja toczy się na początku XX wieku. Jeszcze w 2015 roku ukazały się dwie pierwsze części serii, w listopadzie 2016 roku trzecia, poprzedzona audiobookiem, a w listopadzie 2021 roku czwarta – Śmierć frajerom. Wyrok. W lipcu 2016 roku ukazała się kolejna biografia autorstwa Grzegorza Kalinowskiego, tym razem o kolarzu, Czesławie Langu. W 2020 roku ukazała się powieść Granatowy 44, a w 2021 roku Wyzwolony 45. Nominowany do nagrody „Tele Tygodnia", Wielkiego Kalibru, laureat Złotego POCISKu w kategorii najlepsza seria kryminalna.
(foto: Piotr Wachnik, Damian Deja)
powrót