Kiedy słyszy się nazwę Wilanów, pierwsze skojarzenie jest tylko jedno: Marysieńka i Jan III Sobieski. Mało kto jednak wie, że zanim królewska para zdecydowała się wybrać to miejsce na swoją rezydencję, zwało się ono Milanów i było wioską, jakich wiele znajdowało się wtedy w pobliżu stolicy Rzeczypospolitej. Od razu dodajmy – wioską bardzo starą, bo najwcześniejsze ślady osadnictwa datuje się tu między 150 a 50 rokiem przed naszą erą. Na karty oficjalnych dokumentów Milanów trafił w XIII wieku, kiedy pieczę nad nim sprawował zakon benedyktynów z Płocka, którzy zresztą szybko sprzedali go czerskiemu księciu Trojdenowi. Wiek później ziemie te trafiły – w nagrodę za jego chwalebne czyny wojenne – do rycerza Stanisława ze Strzelczykowa, który tak się z tego ucieszył, że z miejsca przybrał przydomek Milanowski, a następnie zaczął odkupywać (albo podstępem zajmować, bo różnie to bywało) okoliczne włości: Powsinek, Zawady, Narty, Okrzyszyn i Kępę. Pod koniec XVI wieku jego spadkobiercy rządzili już potężnym terytorium, które jednak sto lat później sprzedali podkanclerzemu koronnemu Bogusławowi Leszczyńskiemu, dziadkowi przyszłego króla Stanisława Leszczyńskiego. Ten zaczął tu budować barokowy podmiejski pałac. Budowy jednak nie dokończył, bo jego prace wstrzymał najpierw potop szwedzki, a potem ciężka, zakończona śmiercią choroba. Milanów przechodził z rąk do rąk, aż wreszcie w roku 1677 kupił go dla swojego druha, króla Jana Sobieskiego, podskarbi Marek Matczyński. Zgodnie z prawem monarcha bowiem nie mógł nabywać dóbr ziemskich, ale mógł je przyjmować w darze. Stąd też konieczność zastosowania takiego fortelu. Jak widać obchodzenie obowiązującego prawa jest domeną nie tylko naszych czasów...
Wróćmy do Wilanowa. Gdy dzisiaj patrzy się na okazały gmach pałacu, to aż trudno uwierzyć, że w czasach, gdy należał on do Sobieskiego i Marysieńki, był niezbyt wielkim dworkiem. Nazywana przez wszystkich Villa Nova (od czego później wzięło się słowo „Wilanów", będące niczym więcej jak kompilacją dwóch nazw – starej wioski i nowego pałacu), królewska rezydencja została rozbudowana dopiero po śmierci monarchy i nabyciu tych ziem przez hetmanową Elżbietę Sieniawską. To ona dobudowała skrzydła budynku, jego elewację udekorowała rzeźbami, zrewitalizowała (jakbyśmy to dziś powiedzieli) otaczające pałac ogrody, a dla ułatwienia transportu założyła na Jeziorze Wilanowskim port rzeczny.
Kolejny wielki etap rozbudowy Wilanów zawdzięcza Izabelli Lubomirskiej, której córka Aleksandra wyszła za mąż za współtwórcę Konstytucji 3 Maja, historyka Stanisława Kostkę Potockiego. To właśnie on w 1805 roku otworzył pałac i ogrody dla publiczności, tworząc jedno z pierwszych polskich muzeów, zresztą jedyne działające nieprzerwanie aż do dziś. W 1892 roku Wilanów przeszedł do rąk Ksawerego Branickiego i pozostał w jego rodzie do końca II wojny światowej, w czasie której Niemcy i Węgrzy zagrabili ponad 80% wyposażenia wnętrza pałacu, a także zniszczyli otaczające go ogrody. Po wojnie zabytek ten, jak zresztą wszystkie na terenie kraju, został przejęty przez Skarb Państwa. Po kilkunastu latach prac konserwatorskich i zwrocie znacznej części zbiorów wywiezionych przez Niemców ponownie został udostępniony publiczności dopiero w 1962 roku. Obecnie otaczają go nie tylko ogrody, ale też wyrastające tu jak grzyby po deszczu nowoczesne osiedla mieszkaniowe, za sprawą których coraz to nowszym przedstawicielom młodszego pokolenia warszawiaków nazwa Wilanów coraz częściej kojarzy się nie z pałacem, Sobieskim czy muzeum, a... rosnącymi z prędkością rakiety kosmicznej ratami kredytów hipotecznych. Oczywiście, w dzielnicy tej – jak w każdej – działa prężnie także i lokalny bazarek. Czynny jedynie w soboty, stanowi, jak twierdzą jego pomysłodawcy, zdrową alternatywę dla produktów z supermarketów. Czegóż tu nie znajdziecie! Są świeże ryby, austriackie sery, ekologiczne warzywa i owoce, świeżo tłoczone soki, certyfikowane pieczywo i ciasta, domowe wędliny, ręcznie lepione pierogi, a nawet... wegański majonez. Po prostu – dla każdego coś miłego! I po królewsku!
foto. Paweł Płaczek
MAKARON ZE ŚWIEŻYMI POMIDORAMI
SKŁADNIKI
ulubiony makaron
ok. 500 g dobrej jakości pomidorów – bawole serca, malinowe, paprykowe, żółte, czekoladowe
ząbek czosnku
1-2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżeczka sosu sojowego
pęczek świeżej bazylii
świeżo mielony pieprz
PRZYGOTOWANIE
Makaron gotujemy al dente. W tym czasie pomidory kroimy w kostkę lub spore plastry (czym więcej nieregularnych kształtów, tym bardziej efektownie wyglądać będzie danie). Dodajemy przeciśnięty ząbek czosnku, oliwę, sos sojowy i posiekaną bazylię. Całość mieszamy. Makaron odcedzamy i mieszamy z pomidorami. Doprawiamy świeżo mielonym pieprzem. Od razu podajemy.
Smacznego!
PAWEŁ PŁACZEK
Rocznik '83, po mieczu Ślązak, po kądzieli Litwin, od 16 lat warszawski „słoik". Dziennikarz, autor książki Warszawa da się zjeść i cyklu książeczek kulinarnych Kuchnia wyjątkowych smaków, które rozeszły się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy. Od ośmiu lat prowadzi bloga kulinarnego takemycake.eu. Ma dwie pasje: gotowanie i podróże, które najchętniej łączy w jedną.
foto. Bartosz Maciejewski
powrót