Agnieszka Janiszewska jest pisarką oraz nauczycielką. Pisze głównie powieści obyczajowe i rodzinne sagi. "Aż po horyzont" to historia rodziny, której wojenne dzieje przypominają sobie w latach siedemdziesiątych...
O prawdzie, tajemnicach i niezłomności z Agnieszką Janiszewską rozmawia Adam Podlewski.
Adam Podlewski: Czy wyobrażała Pani siebie na miejscu Weroniki? Gdyby Pani miała możliwość wydobyć na światło dzienne rodzinny sekret, zawahałaby się Pani?
Agnieszka Janiszewska: To zależy, jakiej sprawy dotyczyłby ten sekret. Na pewno nie każda odkryta tajemnica nadaje się do ujawnienia, to znaczy do wystawienia na światło dzienne, tak, aby dowiedziało się o niej więcej osób. I to z najróżniejszych powodów. Czasami może to przecież spowodować więcej szkód niż pożytku. Czym innym jednak jest ich ujawnienie, a czym innym samo poznanie. Niejednokrotnie też bywa tak, że poznanie nawet trudnej prawdy może oczyścić atmosferę, sprawić, że ludzie zaczynają ze sobą rozmawiać, niekiedy nawet zażarcie dyskutować, zarazem jednak przynosi to ulgę, sprawia, że choć zaczynają na siebie patrzeć inaczej niż do tej pory, to jednocześnie są gotowi nawzajem się zrozumieć. Choć oczywiście może też stać się inaczej. Rozwiązanie, które sprawdza się w danej sytuacji, w innej może zawieść na całej linii. To trudne zagadnienie i zależy od konkretnej sytuacji, a tu już każdy z nas musi się umieć w tym odnaleźć, a zarazem odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki może być bilans zysków i strat wynikający z ujawnienia rodzinnego sekretu.
AP: Co dla Pani jest podstawą dobrej opowieści?
AJ: Zawsze lubiłam książki (i filmy), w których akcja toczy się niespiesznie, w których jest miejsce na refleksję, wysmakowane opisy, emocje. Dzięki temu lepiej poznajemy realia, a także bohaterów zarówno tych z pierwszego jak i dalszych planów. Ważne jest, aby przedstawiane zdarzenia oddawały wiernie realia, które są tłem każdej fabuły. Należy też zadbać o wiarygodność bohaterów, aby w miarę możliwości na tyle na ile jest to możliwe nie były to postacie wyłącznie tylko pozytywne bez żadnych słabości i wad, i na odwrót – bo każdy może mieć przecież swoje racje. Liczy się tzw. „życiowość" wykreowanych bohaterów, jak całej fabuły.
AP: Jakie wyzwania stoją przed autorami rodzinnych sag? Czym było dla Pani opowiadanie historii bohaterów z różnych pokoleń, wyznających różne wartości i mających różne aspiracje?
AJ: Pisząc rodzinną sagę – a zatem opowieść snutą przez pokolenia – należy brać pod uwagę realia historyczne, obyczajowe i kulturowe. Jest to – moim zdaniem niemożliwe do uniknięcia – gdy fabuła powieści rozgrywa się na przestrzeni dziesięcioleci. Tym bardziej, że rozgrywały się w tym czasie ważne wydarzenia, zarówno na niwie polskiej jak i w innych krajach Europy i reszty świata. Przy czym nie chodzi o to, aby saga rodzinna stała się powieścią historyczną, ale jednak historia jest koniecznym tłem, w moim przekonaniu trudno go pominąć. Oczywiście, że wykreowani bohaterowie siłą rzeczy mają różne wartości i aspiracje, ale może to dotyczyć także ludzi wywodzących się z tego samego pokolenia – i bardzo dobrze, różnorodność ich osobowości nadaje kolorytu zarówno powieści – a dla pisarza jest prawdziwym, ale interesującym wyzwaniem. Powtórzę jednak, że aby bohaterowie byli przy tym wiarygodni, należy trzymać się realiów epoki, w której umieszczona jest fabuła.
AP: Opisuje Pani losy swoich bohaterów na przestrzeni niemal wieku. Czy nigdy nie kusiło Panią sięgniecie dalej w przeszłość?
AJ: Tak, oczywiście, że kusiło. Zresztą fabułę moich wcześniejszych powieści umieszczałam w rożnych czasach i epokach. Sięgałam też do tych dawniejszych choć faktycznie – jak dotąd , nie dalej niż do XIX wieku. Wynika to z faktu, że najlepiej i w pewnym sensie najswobodniej czuję się w XIX i XX wieku. Ale czasem faktycznie kusi mnie, by sięgnąć głębiej w przeszłość. Czy coś z tej pokusy wyjdzie, trudno mi na razie powiedzieć.
AP: Czy jest Pani rodowitą Warszawianką? Czym było dla Pani opisywanie rzeczywistości okupacyjnej Warszawy i jej późniejszych losów?
AJ: Tak, jestem rodowitą Warszawianką. Kocham to miasto, co oczywiście nie oznacza, że jest to miłość bezkrytyczna. Zwłaszcza zaś historia Warszawy jest mi bliska i wciąż zbudza we mnie szereg emocji. Dotyczy to także – jak najbardziej – czasów okupacji, a także powstania warszawskiego i dyskusji, jakie wciąż na ten temat trwają zarówno wśród zawodowych historyków jak i ludzi pasjonujących się historią. Warszawa została przecież obrócona w ruiny, ucierpiała bodaj najbardziej ze wszystkich stolic europejskich. Po wojnie podjęty został ogromny wysiłek by odbudować miasto, ale – zdaniem wielu – nie udało się już przywrócić ducha i atmosfery przedwojennej stolicy. W dużej mierze dlatego, że wielu rdzennych mieszkańców zginęło lub zostało zamordowanych podczas powstania, w tym wielu młodych ludzi, zwłaszcza ze środowisk inteligenckich choć nie tylko. Czasy PRL-u to już inny rozdział w dziejach tego miasta, także wzbudzających wiele emocji, te zaś są wciąż nieustającą inspiracją dla pisarza.
AP: Jak skomentuje Pani zaszufladkowanie przez recenzentów Pani powieści jako „literatury kobiecej"? Czy ma Pani męskich czytelników?
AJ: Nie spotkałam się jeszcze z takim zaszufladkowaniem, choć nie wykluczam, że niektórzy recenzenci tak właśnie postrzegają te powieści. Wśród moich czytelników są także panowie, choć zapewne pań jest więcej.
AP: W Pani twórczości bardzo często przewija się wątek niezależności i konformizmu; ceny, jaką ludzie żyjący za komuny byli wstanie zapłacić za karierę lub po prostu spokojne życie. Skąd wzięła się Pani fascynacja takimi dylematami?
AJ: Przede wszystkim z samego zainteresowania historią, także okresem komuny. Zawsze z zainteresowaniem śledziłam losy różnych ludzi, którym przyszło dokonywać tego typu ważnych wyborów: czy pójść na kompromis z narzuconą nam przecież z zewnątrz władzą „ludową", a tym samym niejako legitymizować jej często odrażające działania, czy jednak pozostać wiernym sobie i to bez względu na wszystkie tego konsekwencje. Kompromis ten często (choć nie zawsze) wypływał z konformizmu, bo większość ludzi w głębi serca nie aprobowała władzy komunistów, ale oficjalnie zgadzano się na ten system w zamian za konkretne korzyści (np. możliwość zrobienia kariery, choć nie tylko) lub właśnie dla świętego spokoju. Nie będę tego oceniać, bo zdaję sobie sprawę, że niekiedy ludzie ci ulegali naprawdę dużym naciskom. Z drugiej jednak strony należy pamiętać, że łatwo tu było przekroczyć pewną cienką granicę, jaką bez wątpienia była współpraca ze Służbą Bezpieczeństwa (wcześniej z Urzędem Bezpieczeństwa), a zatem donoszenie na innych ludzi, w tym własną rodzinę i przyjaciół, dla których mogło się to źle skończyć. Przede wszystkim jednak zawsze fascynowała mnie postawa tych ludzi, którzy nie ulegli, oparli się naciskom, szykanom, a niejednokrotnie zapłacili za to bardzo wysoka cenę. Nawet jeśli nie zginęli z rąk „ubecji", zablokowano im kariery, uniemożliwiono wyjazd, ukończenie studiów, szykanowano ich bliskich. A oni mimo to pozostali wierni swoim przekonaniom. Przy czym mam tu na myśli nie tylko tych znanych, którzy potem znaleźli miejsca w podręcznikach i o których nakręcono filmy, ale cały szereg anonimowych już dziś postaci. Te zagadnienia zawsze mnie pasjonowały i tak już pewnie zostanie.
AP: Z czego wynika Pani skłonność do pisania dylogii? W przeciwieństwie do większość pisarzy współczesnych, tworzących niezależne powieści lub
piszących długie cykle, Pani konsekwentnie dzieli swoje książki na dwie części...
AJ: Nigdy nie myślałam o długich cyklach, to wymaga innego rodzaju fabuły. Wolę niezależne powieści; moje z racji tego, że ich akcja rozgrywa się na ogół na przestrzeni wielu lat i są wielowątkowe, są dzielone przeważnie na dwie części.
AP: Proszę opowiedzieć o swoich najważniejszych inspiracjach literackich...
AJ: Są to od lat pozycje historyczne, zarówno naukowe jak i popularnonaukowe. Historia jest niewyczerpanym źródłem do tworzenia także powieści obyczajowych. Z tych ostatnich cenię sobie klasykę. Z niej także można się wiele dowiedzieć o obyczajach panujących w danej epoce. Lubię powieści wiktoriańskie, doceniam na przykład twórczość sióstr Brontë. Jeśli chodzi o polskich autorów, niezmiennie zachwyca mnie Bolesław Prus i jego Lalka, Henryk Sienkiewicz, Władysław Stanisław Reymont...
AP: Nad czym pracuje Pani obecnie?
AJ: Przygotowuję kolejną powieść obyczajową z historią w tle, ale na razie wolałabym jeszcze nie mówić więcej o szczegółach.
AP: Dziękuję za rozmowę!
Agnieszka Janiszewska
Ukończyła historię na Uniwersytecie Warszawskim, pracuje jako nauczyciel historii w liceum ogólnokształcącym. Od urodzenia związana jest z Warszawą, obecnie mieszka w jednej z podwarszawskich miejscowości. Znana jest z porywających sag rodzinnych oraz doskonale zarysowanego tła historycznego w powieściach obyczajowo-historycznych.
powrót